Forum  Strona Główna



 

Wyprawa z Gandalfem. Góry Świętokrzyskie. Majówka 2013

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Turystyka piesza
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Adam




Dołączył: 15 Cze 2013
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 13:36, 15 Cze 2013    Temat postu: Wyprawa z Gandalfem. Góry Świętokrzyskie. Majówka 2013

XIV Wyprawa z Gandalfem. Góry Świętokrzyskie

Bąbelki na Majówkę wyruszyły w licznym składzie: Góry Świętokrzyskie skusiły zarówno zwolenników turystyki pieszej, jak i rowerowej, zaś Pomorze Zachodnie oraz Niemcy – zwiedzali rowerzyści. Niezależnie od wybranego kierunku, wszyscy na swej trasie znaleźli Raj! Jedni w postaci pięknej jaskini, drudzy w formie gospodarstwa agroturystycznego.
W niniejszej relacji opisuję Wyprawę z Gandalfem w Góry Świętokrzyskie z perspektywy turysty pieszego.

Piątek 26.04.2013 r.
Pociąg, podobnie jak rok temu, wyjeżdża z Gdyni opóźniony.

Sobota 27.04.2013 r. Rezerwaty przyrody w Kielcach
Do Kielc pociąg przyjeżdża opóźniony o ok. godzinę. Oznacza to, że musimy zweryfikować swoje plany krajoznawcze t.j. przełożyć zwiedzanie katedry i Muzeum Narodowego na inny termin. Duże plecaki zostawiamy na dworcu, a z małymi wyruszamy na geologiczno-miejską wycieczkę. Zaczynamy od reprezentacyjnego deptaka Kielc – ulicy Henryka Sienkiewicza. Podziwiamy kamieniczki, a zwłaszcza secesyjny budynek banku. Przechodzimy przez Silnicę. Tu na moście znajduje się ławeczka, na której Jan Karski rozgrywa partię szachów. Skręcamy na Plac Artystów, na którym ustawiono pomnik dzika – postaci związanej z legendą o powstaniu Kielc. Syn Bolesława Śmiałego Mieszko podczas polowania został napadnięty przez zbójców, którzy wlali mu do ust truciznę. Gdy zaczął tracić siły został cudownie uratowany przez św. Wojciecha, który ukazał się księciu, a uderzając pastorałem o skały spowodował wypływ wody. Gdy tylko Mieszko jej skosztował wróciły mu siły (stąd nazwa rzeki – Silnica). Na miejscu wydarzenia znalazł on duże kły dzika, dlatego osadę tu założoną nazwano Kiełcami. Przed nami Wzgórze Zamkowe. Spoglądamy tylko na dawny pałac biskupów krakowskich (gmach Muzeum Narodowego), na moment wchodzimy do katedry p.w. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Wrócimy w te miejsce w innym terminie. A teraz przyspieszamy kroku, aby dotrzeć na umówioną godzinę do nowej atrakcji Kielc – Centrum Geoedukacji. Nie oznacza, to jednak, że nie zwracamy uwagi na to, co ciekawego znajduje się wokół nas. Przechodzimy koło dworku Laszczyków, a następnie dostrzegamy figurę św. Jana Nepomucena. Do Centrum Geoedukacji przychodzimy na czas. Oglądamy jeszcze wystawę. Rozpoczynamy zwiedzanie z przewodnikiem. Opowiada on o dawnych dziejach Ziemi, o roślinach i zwierzętach… Dziwne i trudne nazwy tych organizmów trudno zapamiętać. Dzieci mają łatwiej, gdyż niektóre stworki znają z bajek. Tło opowieści stanowią wielkoformatowe, barwne tablice oraz makiety. Jest też trochę skamieniałości. Głównym punktem programu jest kino 5D. Siadamy w fotelach, ubieramy specjalne okulary i rozpoczynamy podróż w głąb Ziemi. Towarzyszą nam błyski i grzmoty, czujemy odór siarki lub przyjemną woń, a na twarz leje się woda, fotele się trzęsą... Niektóre momenty są interesujące – pokazują świat z ciekawej perspektywy. Kino 5D to dla nas nowe doświadczenie – zobaczyć warto, ale nie powala to na kolana. Po seansie zaglądamy jeszcze do modelu jaskini. Urządzamy sobie przerwę śniadaniową i ruszamy w dalszą wędrówkę. Po drodze zachodzimy do rezerwatu przyrody „Wietrznia” im. Zbigniewa Rusinowskiego, w którym chronione są wyrobiska odsłaniające profile wapieni dewońskich, a także skamieniałości fauny dewońskiej.
Potem maszerując ulicami z zabudową domków jednorodzinnych udajemy do rezerwatu przyrody „Kadzielnia”. Na pobliskim wzniesieniu stoi pomnik przypominający ten, który znajduje się na Westerplatte. Wędrujemy ścieżką wokół rezerwatu. Najpierw podziwiamy amfiteatr, następnie z kolejnych, urządzonych tarasów widokowych podziwiamy widok na Skałkę Geologów oraz całą Kadzielnię. W tym dawnym kamieniołomie zobaczyć można wapienie dewońskie, szczątki fauny dewońskiej oraz zjawiska krasowe. Schodzimy ze wzniesienia. Przed nami na skałach dwie tablice symbolizujące 10 przekazań. Dochodzimy do wylotu jaskini. Możliwość zwiedzania jaskini w Kadzielni, to atrakcja dostępna od ub.r. Ubieramy kaski i wraz z przewodniczką wchodzimy do jaskini. Snuje ona opowieść o powstaniu jaskini, o formach naciekowych oraz o nielicznych organizmach żyjących pod ziemią. Jednym z nich jest pająk jaskiniowy. Po wyjściu z jaskini uderza nas fala ciepłego powietrza, jest parno. Chwilę później witamy się z Bąbelkowymi rowerzystami. Kadzielnia służy rekreacji – młodzież jeździ na deskorolkach i wykonuje ewolucje na rowerach. Podchodzimy jeszcze w stronę Skałki Geologów. Kadzielnia to atrakcyjne miejsce pod względem przyrodniczym i rekreacyjnym, a znajduje się niemal w centrum Kielc, tuż obok stoją bloki…
A my kontynuujemy wędrówkę szlakiem miejskich rezerwatów geologicznych. Idziemy najpierw wzdłuż ruchliwej drogi, a potem skręcamy w boczna uliczkę i rozpoczynamy podejście na Karczówkę. Początek jest łagodny, ale kiedy kończy się ulica, nachylenie terenu wzrasta. Mijaliśmy stare bloki i nowsze osiedle, a potem domki i chałupki. Skręcamy do lasu. I jeszcze trochę wysiłku... Jesteśmy na polanie przed klasztorem. Wystarczy spojrzeć w bok, albo nieco się obejrzeć, żeby podziwiać panoramę Kielc. Klasztor jest obecnie remontowany. Wchodzimy do kościoła. Znajduje się nim figura św. Barbary wykonana z galeny, czyli rudy ołowiu. Rezerwat przyrody „Karczówka” chroni fragment lasu sosnowego tworzącego piękne krajobrazowo otoczenie klasztoru z XVII w. Docieramy tutaj dokładnie w 60 rocznicę utworzenia rezerwatu przez Ministra Leśnictwa (27.04.1953 r.). Leśną ścieżką schodzimy nieco niżej. Widoczne są ślady po dawnych kopalniach. Obchodzimy Karczówkę wokół. Jesteśmy w na terenie zespołu przyrodniczo-krajobrazowego „Grabina – Dalnia”, który został utworzony w celu zachowania reliktów świętokrzyskiego górnictwa kruszcowego oraz odsłonięć skał paleozoicznych. Z kilku miejsc roztaczają się interesujące widoki. Nic dziwnego, że młodzież urządza sobie tutaj pikniki. Dominującym elementem krajobrazu, a jednocześnie znakomicie w niego wpisanym, jest klasztor. Z każdej strony widać wieże kościoła. W Kielcach, podobnie jak w Trójmieście, można nie opuszczając wcale miasta, przebywać łonie natury!
Schodzimy do miasta, a tu rozciąga się pole… Tuż dalej znów bloki. Maszerujemy do ostatniego z rezerwatów przyrody – „Ślichowice” im. Jana Czarnockiego. Oczywiście do niego mamy pod górkę. Tym razem schodami. A przed nami najpierw drepce sobie, a potem zrywa się do lotu bażant! W rezerwacie można zobaczyć podręcznikowy przykład fałdu obalonego. Jesteśmy na wzniesieniu zastanawiamy się, którą trasę wybrać. Postanawiamy zrobić kółeczko w lewą stronę. Po chwili okazuje się, że to strzał w dziesiątkę! Przed nami dawny kamieniołom z jeziorkiem. Do środka prowadzi zejście o kształcie języka, czy grzędy. Chcemy z Danką zrobić lepsze zdjęcia, więc schodzimy kawałeczek niżej, ale wtedy nie możemy się już oprzeć urokowi tego miejsca i schodzimy na sam dół. Gonimy więc grupę, tylko na chwilę zatrzymując się na przygotowanych wokół kamieniołomu, tarasach widokowych.
Naszą uwagę w tym dniu zwróciły liczne nowe, starannie wykonane, tablice zawierające informacje na temat danego miejsca np. rezerwatu przyrody. Obserwacja to potwierdzi się w kolejnych dniach.
Idziemy na dworzec, gdzie kończymy naszą wędrówkę. Następnie udajemy się do schroniska PTSM „Wędrowiec”, w którym nocować będziemy przez pięć nocy (rowerzyści jedną mniej).

Niedziela 28.04.2013 r. Pasma: Zelejowskie, Zgórskie, Posłowickie, Dymińskie.
Jedziemy busem do Chęcin. Wysiadamy przed rynkiem, gdyż ten jest rozkopany. Mamy sporo czasu, tak więc idziemy sobie spokojnym krokiem. Kropi deszczyk. Oglądamy plan Chęcin. Ruiny zamku (XIV w.) z charakterystycznymi basztami górują nad okolicą. Rozpoczynamy podejście na Górę Zamkową (360 m.). Zachodzimy na chwilę do kościoła św. Bartłomieja. Potem kierujemy się w stronę ruin. Momentami jest stromo. Do przewidywanej pory otwarcia ruin mamy pół godziny. Postanawiamy obejść ruiny zamku dookoła. Jednak z uwagi na strome zbocze oraz mokrą nawierzchnię rezygnujemy z realizacji tego zamiaru. Drobna konsumpcja. Deszczyk pada, a czekanie zaczyna się nam dłużyć. Minęła właśnie, dziewiąta. Niestety nikt się nie pojawił. Ruszamy zatem w drogę, aby nie spóźnić się do „Raju”. Schodzimy żółtym szlakiem. Trzeba uważać, jest ślisko i stromo. Spoglądamy jeszcze na ruiny zamku z innej perspektywy. Spotykamy innych turystów oraz miejscowe osoby. Okazuje się, że ruiny zostały wyremontowane ze środków UE, ale nie można ich zwiedzać, gdyż w projekcie nie założono wynagrodzenia dla osób obsługujących ruch turystyczny… Przechodzimy przez Chęciny. Wskakujemy na niebieski szlak. Miasteczko pozostaje za nami, ale gdy się obejrzymy, to wciąż widzimy znajdujące się na wzniesieniu ruiny zamku. Skręcamy na czerwony szlak. Jesteśmy w rezerwacie przyrody „Góra Zelejowa”. Wchodzimy do lasu. Ścieżka pnie się w górę. Dochodzimy do dawnego marmurołomu. To właśnie tu wydobywano kalcyt o niepowtarzalnym wzorze tzw. różankę zelejowską. Wykonane z niej okładziny zdobią m.in. Wawel. Szlak zakręca. I znów podejście. Wchodzimy na Górę Zelejową (372 m.), czyli pierwszy punkt pośredni na dużą odznakę GOT. Idziemy skalnym grzebieniem. Szlak jest bardzo atrakcyjny, ale ze względu na padający deszcz, koncentrujemy się na bezpiecznym przejściu, a nie na urodzie tego miejsca. Góra Zelejowa jest jak stary grzebień – po prostu wyszczerbiona. Tak więc musimy zejść nieco w dół, by po chwili znów włazić wyżej. I dalej przez las. Dochodzimy do drogi ekspresowej S7. Na szczęście dostępna jest kładka, którą możemy przejść na drugą stronę. Jesteśmy na Czerwonej Górze. Jak się później okaże, to tutaj Danusia Świtalska osiągnęła pięćsetny kilometr na „Wyprawach z Gandalfem”, a tym samym została siódmą osobą, która zdobyła odznakę „Wypraw z Gandalfem”! Spokojnie wędrujemy przez piękny las, oszałamiający nas świeżą, jasną zielenią. Dochodzimy do jaskini „Raj”. Tu spotykamy naszych rowerzystów. Do jaskini docieramy przed czasem. Udaje się nam przyspieszyć godzinę wejścia. Przewodnik wstępną opowieść snuje w komorze oddzielającej pawilon wejściowy od jaskini. Jaskinia została odkryta przypadkiem 50 lat temu przez rolników wydobywających wapienie na wzgórzu Malik. Rok później zwiedzali ją uczniowie Technikum Geologicznego ze swoją nauczycielką. Zachwyceni jej pięknem nazwali ją „Rajem”. Zwiedzanie rozpoczyna się w sali muzealnej, w której prezentowane są zjawiska krasowe, szczątki prehistorycznych zwierząt – mamuta, nosorożca włochatego, niedźwiedzia jaskiniowego, a także obozowisko neandertalczyków. Poprzez sztuczną sztolnię wchodzimy do jaskini. Temperatura w jaskini jest stała i wynosi ok. 10° C. Długość trasy turystycznej wynosi 180 m. i prowadzi przez Komorę Wstępną, Komorę Złomisk, w której jest mnóstwo głazów, Salę Kolumnową, Salę Stalaktytową (200 szt./m2), Salę Wysoką z powrotem do Komory Wstępnej. Jaskinia ma bardzo bogatą szatę naciekową: stalaktyty, stalagmity, stalagnaty, draperie i misy. W Komorze Złomisk znajduje się bardzo ciekawa kolumna naciekowa nazywana „Harfą” – jeśli się ją podświetli, to okazuje się, ze jest ona bardzo delikatna, cieniutka, wręcz prześwitująca. W Sali Kolumnowej mogliśmy zobaczyć jeziorka, misy martwicowe, pola ryżowe. a także pizoidy, czyli perły jaskiniowe. Wystarczy snopek światła i trochę wyobraźni – tu stoi święta rodzina, tam Ewa, jest też baranek i samochód marki warszawa… Jesteśmy zauroczeni pięknem „Raju”, choć Iwona opowiada, że to jest maleństwo, a faktycznie duże i urodziwe jaskinie zobaczyć można w Rumuni.
Ruszamy w dalszą drogę. Jakoś zrobiło się chłodno. Nie zdejmujemy więc dodatkowych warstw odzieży, które założyliśmy na czas zwiedzania jaskini. Coś pełznie po naszej drodze. Dzięki tablicom edukacyjnym znajdującym się w schronisku PTSM dowiemy się, że była to żmija zygzakowata. Wchodzimy do lasu i rozpędzamy się, aby się ogrzać. Po drodze charakterystyczne błotko, a do tego pełno wiosennych kwiatów i miejsce pamięci narodowej. Stopniowo rozgrzewamy się… Podchodzimy na Patrol (386 m.) – jest to drugi punkt pośredni na dużą odznakę GOT. Okoliczne wierzchołki mają na ogół bardzo oryginalne nazwy. Przechodzimy na niebieski szlak i rozpoczynamy zejście. W Słowiku przekraczamy rzekę Bobrza, szosę oraz linię kolejową. No i znów mamy podejście. Idziemy grzbietem, często jednak mając po bokach bardzo strome zbocza. Mimo to, jak widać po śladach, są one wykorzystywane przez rowerzystów do szalonych zjazdów. Spotykamy pieszych turystów, rowerzystów i motocrossowców. Wędrujemy przez Biesak (381 m.) i Pierścienicę (365 m.), na której znajduje się trasa zjazdowa. Jesteśmy na obrzeżach Kielc. I jeszcze jedno strome podejście na Mały Telegraf, na którym znajduje wieża telekomunikacyjna. Potem już łagodniej szlak wprowadza nas na Telegraf (406 m.) – najwyższy punkt na dzisiejszej trasie, a jednocześnie trzeci punkt pośredni na dużą odznakę GOT. Tutaj znajduje się wyciąg krzesełkowy, a na stoku leżą jeszcze resztki śniegu. Jest także kolejna wieża telekomunikacyjna. Przekonaliśmy się dzisiaj, że Góry Świętokrzyskie, mimo niewielkiej wysokości, słusznie nazywane są górami – zaliczyliśmy kilka ostrych podejść i zejść. Schodzimy do Bukówki. Autobusem MZK wracamy do Kielc.

Poniedziałek 29.04.2013 r. Główny Szlak Świętokrzyski im. Edmunda Massalskiego cz. 1. Pasmo Oblęgorskie, Wzgórza Tumlińskie
Długa jazda busem do miejscowości Kuźniaki. Po drodze mijamy mnóstwo nowych eleganckich domów, ale także bardzo dużo domów drewnianych. Wysiadamy w Kuźniakach przy piecu z XIX w. Obok przystanku znajduje się niebieska kropka oznaczająca początek niebieskiego szlaku. Czerwony szlak oznaczony jest zaś tylko tabliczką kierunkową. Okazuje się, że kamień wraz z czerwoną kropką oznaczającą początek Głównego Szlaku Świętokrzyskiego im. Edmunda Massalskiego znajduje się nieco dalej (przy zejściu z szosy). Wieje wiatr, jest zimno. Powiedzenie mocno wieje (zwykle określane dosadniej), jak w Kieleckiem, jest uzasadnione. Wchodzimy do lasu. Rozpoczynamy podejście. Robi się nam cieplej. Na górze znajdują liczne, choć nie zbyt duże głazy. Odcinek równiejszy. Zupełnie inny las niż poprzedniego dnia. Skręcamy, zostawiając z boku spory głaz. Schodzimy, by po chwili trudzić się stromym podejściem w rezerwacie „Góra Perzowa”. Zasapani po podejściu, odpoczywamy siedząc sobie na kamieniach. Osiągamy wierzchołek Perzowej Góry (395 m.). Jest on oznakowany estetycznym słupkiem. Zbliżamy się do kaplicy św. Rozalii. Już widać krzyż. Teraz trzeba przecisnąć się przez wąską szczeliną między dwoma skałami. Wszyscy dajemy radę. Znajdujemy w niezwykle urokliwym miejscu. W skalnej niszy znajduje się kapliczka św. Rozalii (pomieszczenie zamknięte jest drewnianą kratownicą). Przed kapliczką Danka Kobylarz znajduje miotłę i od razu wypróbowuje ten znany w świętokrzyskim środek lokomocji… Wędrujemy dalej leśnymi duktami. Wchodzimy na Górę Siniewską (444 m.) – czwarty punkt pośredni na dużą odznakę GOT, oznakowany identycznym słupkiem, jak poprzedni wierzchołek. Ociepla się. Próbuję sprowokować słońce idąc w krótkich spodniach. Przechodzimy przez Baranią Górę (427 m.). Gdzie niegdzie, z przecinek, można podziwiać ograniczone nieco widoki. Opuszczamy las. Teraz czeka nas wędrówka asfaltem. Przechodzimy przez Porzecze. Za szkołą, nad rzeką robimy sobie odpoczynek. Ruszamy w dalszą drogę. Szlak przebiega tu inaczej niż na mapie. Najpierw odbija do lasu i prowadzi konsekwentnie w górę, niekiedy dość stromo, wyprowadzając nas na górny skraj kamieniołomu Ciosowa Góra. Widok jest fantastyczny. Zastanawiamy się, czy nie zejść na dół, ale ostatecznie postanawiamy trzymać się szlaku. Okazuje się, że jest on poprowadzony tuż przy górnej krawędzi kamieniołomu, a potem schodzi w dół. Decydujemy więc, że podejdziemy, aby zobaczyć kamieniołom z bliska, z innej perspektywy. Robi to wrażenie. Wracamy na szlak. Dochodzimy do głównej drogi. Tutaj szlak robi bezsensowne obejście. No to co, dawno nie było podejścia? A zatem wchodzimy na Kamień (394 m.). Potem oczywiście schodzimy na dół 50 m. i z powrotem wspinamy się na Górę Wykieńską (401 m.). Skoro już weszliśmy, no to teraz ostro w dół. Idziemy skrajem lasu, słychać szczekanie psów… Czyżby cywilizacja? Jeszcze nie dla nas. Przed nami jeszcze jedno wzniesienie. Wchodzimy do lasu, rozmawiamy. Szlak skręca w lewo, a przed nami niemal ściana, no przesadzam trochę, ale stromo i dość sporo w górę. Ot, taka autostrada do nieba. Dla zachęty podbiegam kilkanaście metrów, by za chwilę przeistoczyć się w homo ledwie sapiens. Wzniesienie pokonujemy z pewnym wysiłkiem. Obecni na górze witają oklaskami osoby docierające do tego miejsca. Okazało się bowiem, że to jeszcze koniec podejścia, choć dalsza jego część była zdecydowanie łagodniejsza. Jesteśmy na Górze Grodowej (399 m.) t.j. piątym punkcie pośrednim na dużą odznakę GOT. Ponadto znajduje się tutaj rezerwat przyrody „Kamienne kręgi”, kopalnia, a także kapliczka p.w. Przemienienia Pańskiego. Niegdyś było tu także grodzisko. Teren jest tak bardzo przetworzony, iż trudno sobie wyobrazić, jak mogło to miejsce wyglądać w przeszłości. Ponoć chroniono się tutaj przed Tatarami, a w czasie potopu szwedzkiego, najeźdźcy odstąpili od oblężenia, bo uznali, że skoro obrońcy oblewają ich kaszą, to muszą posiadać wielkie zapasy żywności. Schodzimy w dół. Dochodzimy do piaszczystej drogi poprowadzonej wąwozem. Ponieważ na drzewie jest strzałka, a obok na kolejnym drzewie potwierdzenie znaku, wybieramy ścieżkę nad wąwozem. Jedynie Danusia, która szła z przodu poszła przez wąwóz, w którym były stare znaki szlaku. My zaś grupą powędrowaliśmy zarośniętą ścieżką. Kawałek dalej wróciliśmy na drogę. Dochodzimy do Tumlina. Znajduje się tutaj kamień z oznakowaniem Głównego Szlaku Świętokrzyskiego. Mijamy kościół p.w. św. Stanisława z XVI w. W Tumlinie również zmodyfikowano przebieg szlaku. Obecnie nie doprowadza on do stacji kolejowej, lecz przecina tory na przejeździe kolejowym. Tak więc od przyjazdu idziemy wzdłuż torów do stacji, gdzie oczekujemy na pociąg obserwując pracowite mrówki. Nie obyło się bez pewnej ingerencji turystów – przyrodników w życie tych owadów.

Wtorek 30.04.2013 r. Od Sienkiewicza do Bartka.
Udajemy się busem do Oblęgorka. Zwiedzamy małe Muzeum Kowalstwa Artystycznego „Stara Kuźnia”. Zawód kowala jest tu przejmowany z ojca na syna. Podziwiać możemy misterne wyroby. Otrzymujemy również pieczątki, w tym dużą pieczęć z wizerunkiem Henryka Sienkiewicza. Aleją lipową udajemy się do znajdującego się na niewielkim wzniesieniu dworku pisarza. Po drodze mijamy jesion wyniosły. Dworek ma bardzo charakterystyczna bryłą z wieżyczką i sylwetka husarza. Wokół dworku znajduje się park z pomnikowymi drzewami m.in. platanem. W Muzeum Henryka Sienkiewicza otrzymujemy audio-przewodniki. Pierwszy raz mam okazję zwiedzać obiekt w ten sposób. Audio-przewodnik prowadzi nas po ekspozycji przedstawiającej dworek w czasach pobytu pisarza. Słyszymy szczegółowe informacje na temat większości eksponatów znajdujących w poszczególnych pokojach. Brakuje natomiast informacji o życiu i twórczości pisarza. Na piętrze znajduje nowocześnie zaaranżowana wystawa. W pierwszym pomieszczeniu znajduje się szafa z dotykowymi drzwiczkami. Wystarczy dotknąć, a szafka się otwiera i ukazują się przedmioty codziennego użytku należące do Henryka Sienkiewicza. Jeśli uchwycimy „Quo vadis”, to przed nami otworzy się tajemne przejście do sąsiedniego pokoju. W kolejnej szafie z dotykowymi drzwiczkami tym razem możemy zobaczyć pamiątki z licznych podróży pisarza. I znów tajemnym przejściem wracamy na korytarz, gdzie eksponowane są ilustracje do dzieł pisarza. Wchodzimy do kolejnej sali. Zobaczyć tu możemy m.in. medale, które po dotknięciu obracają się na drugą stronę. Jest też akcent kolejowy – sylwetka lokomotywy prowadzi nas do ostatniego etapu ziemskiej podróży pisarza. Wśród eksponatów znajduje się rozkład jazdy specjalnego pociągu pogrzebowego.
Klepiemy asfalt aż do znanego nam już Porzecza. Wchodzimy do lasu i wędrujemy końskim szlakiem. Błoto omijamy. Nagle widzimy, że nasza droga obniża się do poziomu rzeki i pokonuje ją przez bród wyłożony płytami. Na szczęście z boku jest kładka dla pieszych. Chwilę później ponownie spotykamy się z takim rozwiązaniem. Dochodzimy do toru samochodowego Kielce. Wchodzimy na jego teren, ale z dostępnego nam miejsca, nie ma zbyt ciekawego widoku. Teraz idziemy długi czas prostą drogą przez Wykień i Podgród. Potem zakręt (Węgiel) i znowu długo idziemy prosto. Przechodzimy przez Zacisze i dochodzimy do linii kolejowej. Teraz maszerujemy wzdłuż torów do Bartkowa. W lesie za ta miejscowością wchodzimy na zielony szlak, który doprowadza nas do najsłynniejszego polskiego drzewa – dębu „Bartek”. Drzewo jest olbrzymie: obwód pnia przy ziemi – 13,40 m., obwód pnia na wysokości 1,3 m. – 9,85 m., wysokość – 30 m. Wiek drzew szacuje się 700-1000 lat. „Bartek” nie wygląda najlepiej, gdyż jest podtrzymywany licznymi podporami teleskopowymi, działającymi, jak amortyzatory. Idziemy szosą na stację Zagnańsk. Po drodze spotykamy rowerzystów.
Wracamy do Kielc. Zwiedzamy Muzeum Narodowe mieszczące się w dawnym pałacu biskupów krakowskich. Gmach wzniesiony w latach 1637-41 jest najcenniejszym przykładem polskiej rezydencji z epoki Wazów. Fundatorem pałacu był biskup krakowski Jakub Zadzik. W latach 1720-46 pałac rozbudowano dodając skrzydła boczne. Podziwiamy zachowane wnętrza, zwłaszcza modrzewiowy strop z polichromią przedstawiającą sceny alegoryczne w Izbie Górnej Stołowej (Sali Portretowej). Podobają nam się również meble. Bardzo interesująca jest kolekcja malarstwa polskiego. Zobaczyć możemy dzieła m.in.: Olgi Boznańskiej, Jacka Malczewskiego, Józefa Chełmońskiego, Juliana Fałata, Juliusz Kossaka, Józefa Pankiewicza, Piotra Michałowskiego, Wojciecha Gersona, Leona Wyczółkowskiego, Stanisława Wyspiańskiego. Jacek zwraca nam uwagę na obrazy Józefa Szermentowskiego, który namalował miejsca zwiedzane podczas tej Wyprawy z Gandalfem (np. Chęciny) i zaplanowanej na następną Wyprawę (Sandomierz). W alkowie obejrzeliśmy krótki filmik. Zaglądamy również do pałacowych ogrodów w stylu włoskim.
Na koniec dnia zwiedzamy katedrę p.w. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Pierwszy kościół w tym miejscu został wzniesiony przez biskupa krakowskiego Gedeona w 1171 r. Katedra była wielokrotnie przebudowywana. Obecnie ma charakter wczesnobarokowej, trójnawowej, orientowanej bazyliki. W ołtarzu głównym znajduje się obraz patronki katedry, a w nawie południowej obraz Matki Boskiej Łaskawej Kieleckiej. W nawie północnej ustawiony jest gotycki ołtarz, zaś w nawie środkowej znajdują drewniane barokowe i rokokowe ołtarze z pełnym ekspresji figurami świętych (m.in. św. Jakuba). Katedrę zdobią malowidła uczniów Jana Matejki przedstawiające sceny biblijne.
Ulicą Sienkiewicza, czyli kieleckim deptakiem, kierujemy się na nocleg. Oglądamy po drodze zabudowę tej ulicy. Na jej końcu znajduje się pomnik Henryka Sienkiewicza oraz Kieleckie Centrum Kultury – gmach przypominający gdyński Teatr Muzyczny (sprawdziłem, to nie przypadek – projektantem obu obiektów był Daniel Olędzki).

Środa 01.05.2013 r. Główny Szlak Świętokrzyski im. Edmunda Massalskiego cz. 2. Wzgórza Tumlińskie, Pasmo Masłowskie
Pociągiem jedziemy do Tumlina. Dochodzimy do czerwonego szlaku, by kontynuować wędrówkę Głównym Szlakiem Świętokrzyskim. Na początek kawałek asfaltem. Po chwili spotykamy czterech turystów, za chwilę dwóch kolejnych… Najpierw przypuszczamy, że jest to spowodowane dniem świątecznym. Jednak częstotliwość spotkań sprawia, iż zaintrygowani zagadujemy kolejnego wędrowca. Okazuje się, że są to uczestnicy IX Międzynarodowego Rajdu Unijnego „Świętokrzyski Twardziel” polegającego na przejściu 100 km Głównego Szlaku Świętokrzyskiego z Gołoszyc do Strawczynka w czasie nie dłuższym niż 22 godz. Zawodnicy startują o godz. 20.00 w Gołoszycach. A więc nasza wyrypa razy dwa i jeszcze trochę, w górach i w nocy też. Wielkie uznanie! Wkraczamy do lasu. Najpierw wędrujemy wygodną drogą, ale w końcu – nieopodal rzeczki – pojawia się błoto. Lekkie podejście pod górę. Koło pomnika AK wychodzimy na szosę. Tutaj spotykamy ostatnich uczestników „Świętokrzyskiego Twardziela” Znów wchodzimy do lasu. Bardzo szeroką kładką przechodzimy na drugą stronę drogi S7. Potem przecinamy drogę 73. Zahaczamy o kraniec Kielc – dzielnicę Dąbrowa. Oglądamy panoramę miasta. Wracamy do lasu. Podchodzimy na Domaniówkę (418 m.). Wychodzimy na pole. Znaki giną na moment. Schodzimy do Masłowa. Przed nami szeroka panorama. Na przeciwległym zboczu wspaniale prezentuje się kościół p.w. Przemienienia Pańskiego. W tle prawdopodobnie widoczne są Radostowa i Łysica. Znów maszerujemy po asfalcie. Mijamy obwoźny sklepik – to charakterystyczny element w tej okolicy. Podchodzimy do neogotyckiego kościoła p.w. Przemienienia Pańskiego. Dzięki dociekliwości Danek, dowiadujemy się, że w bocznej nawie po lewej stronie znajduje się wizerunek św. Mikołaja. Wcześniej bowiem w miejscu kościoła znajdowała się drewniana kapliczka p.w. tego świętego. Mimo iż podłoga jest wypastowana, w ramach porządków przed I komunią, siostra pozwala, aby ostrożnie podejść i zobaczyć malowidło. Rzeczywiście jest ślisko! Siostra jest rozmowna. Opowiadamy o naszej Wyprawie. Mówimy, że jesteśmy z Trójmiasta. Okazuje się, że siostra pracowała w Gdańsku Wrzeszczu w parafii p.w. św. Krzyża. Ruszamy w dalszą drogą. Jeszcze trochę pod górę. Podziwiać możemy coraz szerszą panoramę. A ci, co dobry wzrok mają, nawet ruiny zamku w Chęcinach dostrzegają. O zrymowało się! Odbijamy w bok. Mijamy jakieś rezydencje. Idziemy znów przez las. Tu też można mieć wątpliwości, co do przebiegu szlaku. Wchodzimy na Klonówkę (473 m.) – jest to bardzo rozległy wierzchołek: na jednym jego krańcu znajduje mini-wieża, a na drugim pomnik przyrody nazywany mało oryginalnie Wielkim Kamieniem lub Diabelskim Kamieniem. Ponoć uparty diabeł chciał zniszczyć klasztor na Świętym Krzyżu. Wydostał z ziemi ogromną skałę, załadował na plecy i uniósłszy się na skrzydłach pędził nocą w kierunku Świętej Katarzyny. Przeliczył się, bo ciężar skały nie pozwolił mu na szybki lot i kiedy kur zapiał oznajmiając nadejście dnia, upuścił skałę, która wbiła się w grzbiet Klonówki w Paśmie Masłowskim. Przechodzimy przez Dąbrówkę i ostro schodzimy do Ameliówki, skąd miejskim autobusem wracamy do Kielc.

Czwartek 02.05.2013 r. Główny Szlak Świętokrzyski im. Edmunda Massalskiego cz. 3. Łysogóry
Najważniejszy dzień pieszej, górskiej wędrówki: po pierwsze mieliśmy wejść na najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich – Łysicę, po drugie przemierzać mieliśmy Świętokrzyski Park Narodowy, po trzecie – najdłuższy dystans, a na dodatek z dużymi plecakami na grzbiecie. Autobusem MZK docieramy do Ameliówki. Znajdujemy się koło przełomu Lubrzanki. Przechodzimy na drugą stronę rzeki. Od razu rozpoczynamy podejście. Pierwszy szczyt to Radostowa (451 m.). Za chwilę jeszcze jeden szczyt. Schodzimy w dół szeroką przecinką, tylko po to, by znów trawiastą drogą podejść wyżej. Dochodzimy do ciekawych skałek. Za nimi zejście na dół. Strzałka wskazuje kierunek prosto wątłą ścieżyną przez pola i skarpy. Zastanawiamy się, czy nie należałoby skręcić, ale ostatecznie idziemy przez pole. I jest to prawidłowa decyzja. Zakręcamy, idziemy wzdłuż szpaleru drzew. Jeszcze jeden zakręt i jesteśmy na drodze. Dochodzimy do miejscowości Krajno. Zmieniamy rodzaj nawierzchni. Szlak prowadzi szosą aż do Świętej Katarzyny. Tam znajduje się założony w XV w. klasztor ss. bernardynek (dawniej bernardynów). Do kościoła możemy zajrzeć jedynie przez kraty. Bez problemu otrzymujemy pieczątkę, choć ze względu na fakt, iż jest zakon klauzurowy, nie zobaczyliśmy osoby udostępniającej nam stempel. Pieczątka, za pośrednictwem obrotowego bębna, znalazła się w rozmównicy. W krużgankach kościoła zrobiliśmy sobie śniadaniową przerwę. Niestety, zgodnie z prognozą pogody, zaczął kropić deszcz.
Wchodzimy na teren Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Kupujemy bilety i stawiamy stemple. Symbolem Świętokrzyskiego Parku Narodowego jest jeleń krzyżami w rogach. Król Bolesław Chrobry zaprosił do Polski węgierskiego królewicza Emeryka. Podczas polowania Emeryk spostrzegł wielkiego jelenia. Popędził więc za nim. Jeleń uciekał przez dziki bór, klucząc po między drzewami. Po długim pościgu Emeryk wycelował w jelenia, który uwikłał się gęste zarośla. Jeleń odwrócił łeb w strony królewicza, a ten ujrzał pomiędzy wieńcami wspaniałych rogów otoczony nieziemskim blaskiem krzyż. Młodzieniec uznał, że to znak od Boga. Emeryk złożył przysięgę, że wybuduje tu klasztor i zostawi w nim otrzymane od ojca relikwie świętego krzyża. Obietnicy dotrzymał i wkrótce wzniesiono klasztor nazwany Świętym Krzyżem. Szlak wiedzie nas w górę. W niektórych miejscach są ułożone drewniane chodniki, niekiedy idziemy po kamiennych stopniach. Po obu stronach ścieżki znajdują się płotki zabezpieczające przed rozdeptywaniem. Mijamy kapliczkę. Jesteśmy w Puszczy Jodłowej. Obok pięknych rosnących drzew, nie brak olbrzymich zwalonych drzew. Jeszcze trochę w górę, po korzeniach. Widać pierwsze gołoborze. Teren wyrównuje się. Jeszcze kawałek i jesteśmy na Łysicy (612 m.) t.j. na najwyższym szczycie Gór Świętokrzyskich i szóstym punkcie pośrednim na dużą GOT. Czarownice lądują na swych miotłach… Lecz na tym wszystkim góruje krzyż. Pada coraz mocniej, więc konieczne staje się założenie peleryn. Spokojnie schodzimy w dół. Zatrzymuje się obowiązkowo przy kapliczce św. Mikołaja (rzeźba i obrazki). Dochodzimy do Kakonina, gdzie znajduje się zabytkowa chałupa z XIX w. Opuszczamy teren Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Idziemy asfaltową drogą. Po pewnym czasie szlak znów wprowadza nas do lasu. Wędrujemy skrajem Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Las pełen jest pięknych buków. Przechodzimy przez mostki rozpięte nad potokami. No i błoto, ale do niego już się przyzwyczailiśmy. Wychodzimy na Przełęcz Hucką (465 m.). Mijamy rekonstrukcję starej osady słowiańskiej. Szosą podchodzimy na Łysiec (Łysą Górą). Otoczeni jesteśmy lasem. Łysiec (595 m.), zwany także Łysą Górą albo Świętym Krzyżem to siódmy punkt pośredni na dużą GOT na naszej trasie. Idziemy zobaczyć gołoborze. Morze kamieni, w oddali rozpływające się we mgle drzewa… Na tablicach przedstawiono informacje na temat gołoborza oraz opis panoramy, niestety dla nas dziś nie dostępnej. Naukowcy twierdzą, że powstały one ok. 500 mln temu w okresie kambru. W wersji ludowej było to tak. Lucyfer nakazał swoim poddanym zniszczenie klasztoru na Świętym Krzyżu. Diabły niosły kamienie w płachcie. Były już blisko celu, gdy śpiące na klasztornym podwórku gęsi zbudzone łopotem i gwarem w powietrzu, zagęgały na alarm. Hałas wyrwał ze snu jednego z zakonników, który uderzył w dzwon, myśląc, że nadszedł czas na poranna modlitwę. Diabły ogłuszone biciem dzwonów upuściły płachtę i potężne kamienie posypały się na zbocze góry. Leżą tam dziś, rozbite na kawałki. Gołoborza z daleka wyglądają, jak łysina, wśród ciemnej plamy lasu, stąd nazwy Łysica i Łysa Góra. Na Łysej Górze znajduje się wieża telekomunikacyjna. Zwiedzamy Muzeum Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Ekspozycja urządzona jest w nowoczesny sposób. Oglądamy film i słuchamy nagrania. Obejrzeć możemy makietę obrazującą, jak zmieniały się Góry Świętokrzyskie, zapoznać możemy się z fauną i florę tego regionu. Idziemy jeszcze do dawnego opactwa benedyktynów (obecnie klasztoru misjonarzy oblatów). Klasztor został założony w I poł. XII w. Od XIV w. nazywany jest on Świętym Krzyżem, gdyż są tu przechowywane relikwie krzyża, na którym umarł Jezus Chrystus. Zaglądamy do kaplicy relikwii oraz kościoła, w którym znajdują się malowidła Franciszka Smuglewicza.
Zmęczeni, nieco zmoczeni i zziębnięci mamy już przed sobą tylko zejście do Trzcianki. Deszcz siąpi niemal cały czas. Idziemy przez malowniczy zamglony las. Większość z nas chce po prostu znaleźć się na noclegu. Niespodziewanego przypływu energii doznaje Danka. Na nią najbardziej oddziałuje ulotne, tajemnicze piękno lasu. Próbuje utrwalić je w formie fotografii.
Wychodzimy na drogę. Waldek dzwoni do gospodyni, aby wskazała nam, jak dojść na kwaterę. Otrzymuje jednak dość zagadkową odpowiedź. Trochę nas to zaniepokoiło. Docieramy jednak na nocleg, a tu niespotykane emocje […] (Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk). W salonie konsumujemy bardzo dobry obiad z deserem.

Piątek 03.05.2013 r. Na „Chełmową Górę”
Późna pobudka. Rano, dosłownie przez kilka minut kropi. Pierwszy odcinek trasy to powtórka trasy z poprzedniego dnia, tyle że w przeciwnym kierunku – z Trzcianki podchodzimy na Święty Krzyż. Las jest piękny, a przede wszystkim zupełnie inny niż poprzedniego dnia. Kiedy dochodzimy na Święty Krzyż okazuje się, że wszystko jest zamglone. Zwiedzamy jeszcze kryptę x. Jeremy Wiśniowieckiego. Wędrówkę kontynuujemy niebieskim szlakiem. Przez bramę opuszczamy teren klasztoru. Co chwilę oglądamy się za siebie, aby spojrzeć na malowniczo położony klasztor. Mgiełki raz nieco odsłaniają Święty Krzyż, by po chwili znów zasnuć go welonem. Poniżej klasztoru znajduje się olbrzymia łąka. Na niej ołtarz polowy, a wzdłuż szlaku znajdują się stacje drogi krzyżowej (drewniane figury pod daszkami). Droga krzyżowa rozpoczyna się przy kościele w Nowej Słupi i prowadzi na Święty Krzyż. Stacje zostały odremontowane ze środków UE. Informuje o tym duża tablica. Wchodzimy do lasu. Szlak jest poprowadzony po kamieniach ułożonych w stopnie. Przy schodzeniu trzeba bardzo uważać, gdyż duży ruch turystyczny i pielgrzymkowy sprawił, że kamienie są niemal wypolerowane, a do tego liście i wcześniejszy deszcz, przyczyniły się do tego że jest ślisko. W razie czego można się podeprzeć na barierkach. Nieopodal szlaku znajduje się pomnikowy „Buk Jagiełły”. Wychodzimy z lasu i z Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Znajduje się tutaj kamienny pielgrzym. Legenda głosi, że co roku posuwa się on jedno ziarenko piasku, a gdy dojdzie on do relikwii Świętego Krzyża, nastąpi koniec świata.
Jesteśmy w Nowej Słupi. Zwiedzamy Muzeum Starożytnego Hutnictwa Świętokrzyskiego. W Przewodnik w bardzo przystępny sposób opowiada nam o produkcji wytopu żelaza na tych terenach w czasach starożytnych prezentując „dymarkę", czyli piec do wytopu. Zobaczyliśmy też relikty dawnych pieców hutniczych odsłonięte w miejscu w którym funkcjonowały około 2000 lat temu. Przechodzimy obok Domu Opata z XVIII w. W centrum tej miejscowość wchodzimy na czarny szlak i kierujemy się do enklawy Świętokrzyskiego Parku Narodowego – rezerwatu przyrody „Góra Chełmowa”. Rezerwat słynie z modrzewi polskich, ale nie brak tu także pięknych dębów i sosen. No i mrówek… A wokół wspaniała wiosenna zieleń. Osiągamy szczyt Góry Chełmowej (351 m.). Schodzimy w dół. Wokół pełno wspaniałych drzew. Zachwycamy się nimi. Przechodzimy przez wąwóz. Wychodzimy na asfalt i poprzez Starą i Nową Słupię oraz Milanowską Wólkę wracamy do Trzcianki.
Nasza gospodyni oprowadza nas po swoich agroturystycznych włościach i nieco opowiada o sobie. Po smacznym obiedzie ustalamy strategię na następny dzień. Zaplanowane mieliśmy ostatni odcinek Głównego Szlaku Świętokrzyskiego. Jednak informacje uzyskane przez Waldka od organizatorów „Świętokrzyskiego Twardziela” o przypadkach pobłądzenia w okolicach Szczytniaka w związku z koniecznością obchodzenia zabłoconych ścieżek, a także dzisiejsze popołudniowe opady deszczu, w połączeniu z tym, że jest to ostatni dzień i trzeba zdążyć na autobus oraz pociąg, nakazywały ostrożność. Trzy Panie Iwona, Danka Ś. i Ula wybrały zwiedzanie atrakcji krajoznawczych Kielc i okolic, a pozostali, czyli Danka K,, Jacek i ja po wodzą Waldka zdecydowali się na realizację założonego planu. Jedynie dla bezpieczeństwa zdecydowaliśmy założyć dodatkową rezerwę czasową.

Sobota 04.05.2013 r. Główny Szlak Świętokrzyski im. Edmunda Massalskiego cz. 4. Pasmo Jeleniowskie
Wymarsz ekipy kontynuującej wędrówkę Głównym Szlakiem Świętokrzyskim o godz. 6:30. Nieopodal naszej kwatery wchodzimy na czerwony szlak. Idziemy ścieżką przez pole. Pokonujemy wodną przeszkodę. Jesteśmy w lesie i od razu rozpoczynamy podejście na Danki górę t.j. Kobylą Górę (396 m.). Nic więc dziwnego, że poprowadzono tu koński szlak. Schodzimy do Paprocic. Krótki kawałek asfaltem, mijamy kościół, objazdowy sklepik. Schodzimy na drogę prowadzącą ku rzece. Myślimy, że tak, jak było do tej pory, będzie obejście dla pieszych. Jednak tym razem jest inaczej: niezbyt gruba gałąź i betonowy słupek, to cale udogodnienie. 75 % uczestników decyduje się przeprawić w ten sposób. Ja tradycyjnie inauguruję sezon kąpielowy. Otrzymuję czas na wytarcie się, a tym samym mamy niezaplanowany postój. Teraz trzeba uważać – w wąwozie jest ślisko. W lesie mgła stwarza niesamowitą atmosferę. W drodze na Górę Jeleniowską (533 m.) przechodzimy przez rezerwat przyrody o tej samej nazwie. Podejścia nie są zbyt męczące, natomiast stan podłoża wymusza ciągłą koncentrację. Błoto jest wszechobecne. Trzeba obchodzić bokiem. Niekiedy przeciskamy się między zaroślami. Na niektórych odcinkach, drogą płynie strumień, tworzący mini wodospady. Momentami trochę pada, ale nie jest to zbyt uciążliwe. Idziemy równym tempem. Postanawiamy, że odpoczniemy na Szczytniaku. Okolice wierzchołka, tak jak mówili organizatorzy „Świętokrzyskiego Twardziela” są pełne błota i można się tu zagubić. Dzięki dobremu śladowi w GPS Waldek sprawnie nas prowadzi. Na Szczytniaku (554 m.) jesteśmy ok. godz. 9:00. Był to ósmy punkt pośredni na dużą GOT. Znajduje się tu masa gałęzi. Nie ma warunków do zrobienia przerwy. Kontynuujemy marsz. Wszyscy mamy mokro w butach. Bardzo zdradliwym miejscem okazała się trawka na szlaku, z pod której, jak spod gąbki wypłynęła woda. Przechodzimy wzdłuż granic rezerwatu przyrody „Małe Gołoborze”. Dochodzimy do Wesołówki (468 m.). Od tego miejsca droga znacznie się poprawia – jest więcej odcinków twardych i suchych. Choć trafia się kilka gorszych. Stopniowo wytracamy wysokość. Przechodzimy jeszcze przez Truskolaskę (448 m.). Wychodzimy z lasu. Maszerujemy wzdłuż skraju lasu, po drugiej stronie mając pola. Mijamy kapliczkę św. Huberta i cmentarz z czasów I wojny światowej. Lipową aleją dochodzimy do Gołoszyc, gdzie kończy się Główny Szlak Świętokrzyski. Idziemy na przystanek. Nie ma tu sklepu. Wcześniejszym autobusem wracamy do Kielc.
W Kielcach realizujemy już dowolny program składający się ze zwiedzania (np. Muzeum Historii Kielc, ponowna wizyta w katedrze) i konsumpcyjny.
Tymczasem Iwona, Danusia Ś. i Ula zwiedziły Muzeum Wsi Kieleckiej w Tokarni oraz Muzeum Zabawy i Zabawek w Kielcach.

Niedziela 05.05.2013 r.
Z niewielkim opóźnieniem nasz pociąg przyjeżdża do Trójmiasta.

Adam Bastian z pomocą Danuty Kobylarz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Turystyka piesza Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
deoxBlue v1.0 // Theme created by Sopel stylerbb.net & programosy.pl

Regulamin